Podczas konferencji Fair Travel Event, poświęconej kodom kulturowym, ogłosiliśmy konkurs dla świadomych podróżników, pod hasłem Różnorodność Inspiruje. Na zwycięzców czekają nagrody ufundowane przez marki Jack Wolfskin i Magazyn Kontynenty. Przeczytaj nagrodzone historie i zainspiruj się różnorodnością świata!
Zadanie konkursowe polegało na opisaniu swojego największego zaskoczenia w spotkaniu z inną kulturą i zmian, jakich dokonało ono w postrzeganiu owej kultury. Poprosiliśmy również o dołączenie zdjęcia z opisanej wyprawy.
Przyznamy, że ustalenie 3 zwycięzców/-czyń nie było łatwym zadaniem. Każda historia to Wasze osobiste doświadczenia. Dziękujemy za podzielenie się Waszymi wspomnieniami.
Autorki i autora zwycięskich opowieści prosimy o kontakt z nami na Facebooku lub pod adresem: kontakt@soultravel.pl.
Wśród opowieści m.in. z Zanzibaru, Andaluzji, Laosu, Chin, Republiki Zielonego Przylądka, Japonii, Seszeli, Gruzji czy Tunezji wyróżniliśmy te 3:
- miejsce – Ewa Beata Halikowska (ekologiczny plecak na co dzień Ecoloader 24 Pack od Jack Wolfskin + 10 szt. archiwalnych wydań Magazynu Kontynenty) – za przemianę, jaka dokonała się w Ewie, która – jak mnóstwo Europejczyków – pojechała szukać „egzotyki”, zlękniona przed tak odmiennymi kulturami, które często postrzegamy stereotypowo. Skonfrontowała się ze swoimi obawami, nauczyła otwartości i chętnie wróci w to miejsce raz jeszcze.
Podróżowanie jest wspaniałe i z każdego takiego wyjazdu wraca się odmienionym, bowiem zawsze wraca się z czymś innym, niż się zamierzało osiągnąć przed wyjazdem. Po moich eskapadach po Europie zdecydowałam się na „trochę egzotyki” w swoim życiu i zdecydowałam się odwiedzić wyspę Zanzibar. W folderach i na stronkach internetowych wszystko wyglądało tak egzotycznie wręcz zachęcało do wyjazdu…no cóż, raz kozie śmierć. Zdecydowałam się, namówiłam koleżanki i razem wybrałyśmy się na podbicie tego dzikiego lądu.
Nie ukrywam, że im bliżej było do wyjazdu to miałam mieszane uczucia, odnośnie jak tam będzie, czy coś złego się nie wydarzy no i w ogóle czy miejscowi nas nie zaatakują i o ogólne warunki bezpieczeństwa. Przed wylotem zaszczepiłam się na kilka wskazanych przez Ministerstwo Zdrowia chorób jak np. dur brzuszny, tyfus… Odnotowaliśmy to w żółtej książeczce. I pofrunęłam.
Po przylocie (a była to godz. 22.00 z minutami tamtego czasu) miałam mieszane uczucia, bowiem witali nas tubylcy, których zachowanie się nieco różni od tego Europejskiego.
Pierwsze, co mnie zdziwiło podczas mojego pobytu to, że ludzie ci bardziej żyją i cieszą się chwilą. „Pole, pole” to ich motto. To my, Europejczycy, mamy zegarki, a oni czas.
Następnie było to, że ludzie z wyspy, głównie Masaje, choć są innego wyznania i koloru skóry są tak pozytywnie nastawieni w kontakcie z nami „białymi”. Przyznam, że byłam zdumiona! Spędziłam tam naprawdę świetny czas… aż żal było wracać do kraju. Odwiedziłam ciekawe zakątki wyspy, ot choćby: Prison Island, Stonetown czy Park Jozani. Poznałam rodziny Masajów, którzy bardzo chętnie zapraszali nas do swoich domostw, bawiłam się z dziećmi na plaży, robiłam zakupy w „polskim sklepie” na plaży, kąpałam w cudnym lazurowym oceanie, który ma tak wiele pozytywnych wartości mineralnych oraz poznawałam tajniki różnych roślin na plantacji pod chmurką.
Wyjazd ten zdecydowanie nauczył mnie większej TOLERANCJI dla inności,oraz tego że trzeba wykorzystać dany nam czas tu na ziemi na maxa, więcej widzieć pozytywów w życiu i HAKUNA MATATA !!! :)) Polecam ten kierunek…naprawdę warto.!!! …a i nie bać się nowego:)) - miejsce – Paulina Weronika (prenumerata Magazynu Kontynenty + 10 szt. archiwalnych wydań) – historia Welmy poruszyła nas do żywego…
Poznajcie Welmę. Ta tęga i dużo śmiejąca się kobieta gościła mnie na wyspie Samosir w północnej Indonezji przez cztery dni. Namiary dostałam od znajomego podróżnika, który wcześniej zapytał Welmę, czy byłaby chętna gościć osobę z Polski. Ja zaoferowałam w zamian pomoc w języku angielskim.
Wcześniej myślałam o Indonezji głównie jako o wielkim, islamskim państwie. Moja wizja zmieniła się, kiedy kompletnie nie znająca mnie kobieta, odstąpiła mi swoje łóżko i dzieliła się tym, co miała. Otworzyła przede mną drzwi swojego domu, ramiona, a na koniec serce.
Welma od kilku lat jest rozwódką. Ma trójkę dzieci, które mieszkają z jej matką w wiosce oddalonej o ponad dwie godziny jazdy. Welma nie znalazła tam żadnej pracy, dlatego też zmuszona była zamieszkać z wujkiem i ciotką w zupełnie innym miejscu. Welma pracuje jako sprzedawca lodów. Codziennie po cztery, pięć godzin, jeździ na motocyklu do pobliskich wiosek i sprzedaje lody na wafelku, trzy smaki: czekoladowy, truskawkowy i waniliowy. Jeden kosztuje tyle, co 60 groszy. Pieniądze oczywiście idą na dzieci, mąż nie płaci alimentów i Bóg jeden wie, gdzie teraz przebywa. Klasyczny przypadek.
Welma posiada tylko znoszone, często dziurawe ubrania, korzysta z małego, starego telefonu i nigdy nie jadła pizzy, bo jest za droga.- Ale co to jest ta pizza? – spytała – Ja widziałam, że to sprzedają, ale nigdy nie jadłam, bo kosztowała 80 tysięcy rupiah.
Mimo tego, że nie posiada wielu dóbr materialnych, Welma zaskoczyła mnie swoją pogodą ducha i siłą. A o tym, że jest silna, dowiedziałam się, kiedy opowiedziała mi o czasie, kiedy w 2004 roku wielkie Tsunami nawiedziło wiele krajów, między innymi Indonezję. Miejsce, w którym mieszka Welma zostało prawie nietknięte, ale mnóstwo ludzi z zachodniej części Sumatry potrzebowało pomocy. Kiedy tylko woda opadła, Welma wraz ze znajomymi postanowiła pojechać do potrzebujących jako wolontariuszka. Ściągała ludzkie ciała z drzew. – Przecież ktoś musiał – powiedziała. Wrzucali wszystkich na raz do jednej mogiły, liczba pochłoniętych przez mordercze fale nie pozwalała na indywidualne pogrzeby. Pewnego razu Welma znalazła ciało dziecka, nie miało głowy… Była w szoku. Za zadanie obrała sobie znalezienie główki, jak gdyby była to kwestia życia lub śmierci.
– Szukałam, jak w transie, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. A tak bardzo chciałam… bo przecież jak to tak, pochować dziecko bez główki? Wszystko to było przerażające. I tak bardzo smutne.Przeżycia te nie pozwalały Welmie jeść przez tydzień, zbierało ją na wymioty.
Welma to niepozorna bohaterka. Uświadomiła mi, że każdy ma swoją historię. Jej ręce niegdyś nosiły nieboszczyków, teraz podają lody umorusanym dzieciom. Czasem widziałam ją pogrążoną we własnych myślach. Potem zerkała na mnie i uśmiechała się, zaczynając żartować. Zdradziła, że dwa lata temu, kiedy rozwodziła się z mężem była w totalnej rozsypce.- Ale z tym już koniec – mówi stanowczo – Teraz chcę mieć tylko dobrych znajomych, życzliwych ludzi obok siebie.
A ja patrzę na nią, uśmiecham się i myślę: tak życzliwych, jak ty sama. - miejsce – Krzysztof Kanabaj ( 10 szt. archiwalnych wydań Magazynu Kontynenty) – za zmianę postrzegania Japonii i piękną puentę z podróży
Jednym z największych zaskoczeń, które przeżyłem podczas mojego pobytu w Japonii, było to, jaki ten kraj jest cichy i spokojny.
Media z reguł bombardują nas zdjęciami betonowej dżungli Tokyo czy ludzi śpieszących z metra do pracy na najbardziej znanym skrzyżowaniu świata – Shibuya Kousaten – jednak wystarczy opuścić to ludzkie mrowisko, aby znaleźć się w zupełnie innym świecie. W miejscu, w którym dominuje spokój, tradycja, umiłowanie porządku i ładu natury.
I nie ważnym jest, czy są to przedmieścia Nary, wybrzeża Miyajimy czy buddyjski monaster na szczycie góry Koya, te wszystkie przeżycia zrewolucjonizowały mój pogląd na ten kraj, który może jawić się jako kraj dziwny, niezrozumiały, z technologią wyprzedzająca nasze najgłębsze wyobrażenia – okazało się, że jest to kraj taki jak nasz. Inny, ale bardzo podobny – zabawne, że trzeba pokonać tysiące mil, aby zrozumieć, że wszyscy jesteśmy dla siebie braćmi, na jednej Ziemi.
Wszystkim podróżnikom, nie tylko tym nagrodzonym, gratulujemy tak inspirujących przemyśleń z odpowiedzialnego eksplorowania świata. Pozostałe historie znajdziecie w naszym poście konkursowym.
0 komentarzy