Ostatnie dekady niekontrolowanej globalizacji doprowadziły do bezprecedensowych zmian w turystyce. Podróżujemy częściej, szybciej, dalej, sprawniej, taniej… Dostępność lotów daje nam wolność w pokonywaniu granic. Oceany przekroczyć możemy w kilka godzin. I dotrzeć wszędzie tam, gdzie dusza zapragnie. W świecie masowej turystyki istnieje produkt mający zaspokoić potrzeby każdego – zarówno wymagającego turysty, jak i zwolenników taniego podróżowania. Przyjrzyjmy się skutkom tego zjawiska na przykładzie jednego z popularniejszych europejskich kierunków – Barcelony.
Za masyfikacją mobilności idzie rozwój infrastruktury turystycznej na gigantyczną skalę. Wszędzie, gdzie dotrzeć może turysta rosną jak grzyby po deszczu hotele, hostele, mieszkania turystyczne; restauracje lokalne, kuchni światowej, McDonaldsy; bary, puby, kawiarnie i cała masa najróżniejszych instytucji mających oferować usługi niezbędne do obsługi zmasyfikowanej turystyki. Najbardziej popularne kierunki przeistaczają się w parki rozrywki.
SPIS TREŚCI
Barcelońska kultura w morzu meksykańskich kapeluszy
W 1992 roku Barcelona była organizatorem Igrzysk Olimpijskich. Było to dla miasta wyróżnieniem i ogromną szansą. Zainwestowano w promocję, budowę plaży, infrastrukturę turystyczną, odnowiono mnóstwo budowli, zadbano o parki etc.
Dla wielu osób na całym świecie Barcelona była wówczas niewiarygodnym odkryciem. Świat padł przed nią na kolana. Architektura stworzona przez wielkich mistrzów, muzea artystów światowej sławy, morze i góry, piękne parki, romantyczne uliczki Gotyku czy Borne, widoki z dzielnic Carmelo czy Montjuic, dostojne katedry, urokliwe kawiarenki, oryginalne bary, restauracje serwujące świeże owoce morza i wyśmienite wino – piękno krajobrazu w połączeniu z pięknem architektury, bogatą historią i tradycją, sztuką uliczną i do tego klimat sprzyjający słonecznym wakacjom przez cały rok.
Barcelońska kultura utonęła w morzu meksykańskich kapeluszy, czarno-czerwonych sukni w kropki (które kojarzone są z Flamenco pochodzącym z Andaluzji, oddalonej od Katalonii o setki kilometrów), byków (będących symbolem Hiszpanii i od wieków odrzucanych przez Katalończyków), kolumbijskiej muzyki, argentyńskiego tanga, koszulek Messiego, tanich pamiątek i … milionów turystów rocznie.
Masyfikacja utrudnia codzienne życie mieszkańców
– Barcelona, ewidentnie, nie może tego utrzymać. Mówię o tych wszystkich miejscach, w których istnieje choćby minimalna atrakcyjność dla turystyki. To nie jest miasto, w którym można żyć. Stała się ikoną turystyczną jak Praga czy Wenecja, które są wyłącznie dekoracją.
– Mieszkańcy miast o najwyższym poziomie zainteresowania mają serdecznie dość turystów. Mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że turystyka wpływa pozytywnie na ich własną ekonomię.
To tylko niektóre wypowiedzi mieszkańców zawarte w filmie dokumentalnym Bye Bye Barcelona z 2014 roku.
– Mówią, że turystyka jest dobra dla miasta. Owszem, ale w obrębie mojego blokowiska (dosł.: ‘jabłka’, oryg.: ‘manzana’) przez ostatnie 10 lat zniknęło 80% lokalnych sklepów.
– Przekonuje się nas, że im więcej turystów przyjeżdża do Barcelony, tym lepiej (…) masyfikacja, masyfikacja, masyfikacja… Ta masyfikacja sprawia, że życie przeciętnego mieszkańca jakiejkolwiek dzielnicy staje się nieznośne.
– Miejscowi utracili swoje miejsce na rzecz turystów. Ostatecznie to my, mieszkańcy, jesteśmy wypaleni życiem w naszym mieście.
– Wspomagamy i przemnażamy plany, zwyczaje i wydarzenia o wysokim stopniu powtarzalności, które są często oddalone od właściwej esencji miasta, które zmieniają postać i koncepcję tego miasta.
– Barcelona? Park rozrywki. Najpiękniejszy stragan świata.
– Turystyka na taką skalę nie może tu zostać na zawsze. Ona niszczy wszelkie inne formy życia dzień po dniu.
– Dla mnie to jest straszne, miasto straciło cały swój urok.
La Rambla, będąca niegdyś główną aleją miasta, przepełniona była kwiaciarniami i kawiarenkami, na którą katalońskie rodziny wybierały się, by zakupić świeże ryby i owoce na targu La Boqueria, do teatru czy na niedzielne spacery, by spotkać kolegów ze szkolnej ławki.
Dziś poza dziesiątkami lokali z Fast Foodami typu KFC czy McDonald’s istnieją tam tuziny dyskotek i barów, puby irlandzkie, restauracje serwujące „tradycyjne” dania z rozmrażanych produktów, setki sklepów z tanimi pamiątkami, hotele, hostele i mieszkania turystyczne. Średnio 8 na 10 osób na Rambli to turyści (pozostali to zapewne sprzedawcy w sklepach i przewodnicy turystyczni). Miejscowym obecny charakter alei przynosi wstyd.
W momencie stworzenia filmu mówiono o tym, że 1,8 milionowe miasto nie jest w stanie przyjąć ponad 8 milionów turystów rocznie. W 2016 roku Barcelonę odwiedziło 18 milionów osób!
Barcelona znajdowała się wówczas na 4. miejscu europejskich destynacji turystycznych, za Londynem, Paryżem i Rzymem (wg danych z 2016 roku dziś jest na 5-8 miejscu, choć liczba turystów stale rośnie).
Turystyka masowa – tłumy turystów kosztem jakości życia mieszkańców
Problem Barcelony polega na tym, że ma stosunkowo niewielką powierzchnię 101,9 km2 (dla porównania, Londyn jest ponad 15-krotnie większy, a Rzym niemal 13-krotnie), a ponadto z jednej strony ograniczona jest przez morze, z drugiej przez pasmo gór – nie może więc zwiększyć swoich rozmiarów, by pomieścić rosnące z roku na rok tłumy. A jednak mieści… Kosztem jakości życia mieszkańców, którzy zajmują coraz to mniejsze przestrzenie i, co gorsza, sprawiając, że nie są oni w stanie sprostać kosztom życia we własnym mieście (nie mogą zapłacić za mieszkanie takich pieniędzy, jakie płacą turyści podczas swoich wakacji).
– Urodziłem się tutaj, tutaj wziąłem ślub i wciąż tutaj mieszkam. Tak kocham tę dzielnicę, że tutaj również chciałbym umrzeć – mówi mieszkaniec okolic Sagrady Familii, który, jak wspomina dalej, jest jedną z czterdziestu osób w podeszłym wieku, które jeszcze żyją na tej dzielnicy. Ich dzieci już nie stać na to, by tam mieszkać lub po prostu nie chcą żyć z tłumami turystów na co dzień. Sagradę Familię odwiedza średnio 20-25 tys. osób dziennie (wg danych z 2012 roku, przy czym tylko niewielka ich część może odwiedzić budowlę wewnątrz, pozostali poruszają się chaotycznie poza jej murami).
Rzeki ludzi przepływające ulicami miasta codziennie, o każdej porze. Krzyczą, wrzeszczą, gadają przez megafony. Czasem zatrzymuję się, by na nich popatrzeć. Nie mają miejsca, nie mają czasu.
Wchodzimy więc nieproszeni do czyjegoś domu, nie ściągając butów, wyrzucamy go z jego własnego łóżka, pijemy z jego kubeczka, oczekujemy najwyższej jakości obsługi, krzyczymy wniebogłosy zakłócając spokój i sen, po czym płacimy kartą i wyjeżdżamy na lotnisko, zostawiając po sobie śmieci i ogromny żal.
Czy tak powinna wyglądać turystyka? Czy mamy prawo do tego, by czynnie uczestniczyć w degradacji miejsc i kultur?
Odpowiedzialna turystyka vs. masowa turystyka – wybór należy do Ciebie
Poza wolnością podróżowania mamy również wolność wyboru. Możemy świadomie wybierać formę i treść naszych podróży. Możemy podróżować odpowiedzialnie, z szacunkiem dla miejsc i kultur odwiedzanych zakątków świata. Możemy zachować równowagę w wymianie międzykulturowej, coś wnieść (poza korzyściami ekonomicznymi) i zostawiać po sobie dobry smak.
Wciąż istnieją jeszcze miejsca na ziemi, w których podróżnicy odbierani są ciepło, gdzie esencją podróży jest dzielenie się przyjazną przestrzenią wymiany międzykulturowej, gdzie możemy wnieść coś dobrego i pozostawić nienaruszone tradycje. Poznać istniejące zwyczaje, skonfrontować nasze wierzenia z wierzeniami innych kultur, ucieszyć podniebienia kulinarnymi wariacjami na temat produktów znanych i nieznanych, przemierzyć dziewicze szlaki wśród dalekich pasm górskich, odetchnąć świeżym powietrzem. Udać się tam, gdzie niewielu się udało, dać sobie czas na delektowanie się nowymi smakami, innymi aniżeli te, które kiedykolwiek były nam znane.
Katalonia, region walczący o niepodległość, chcący zachować odrębność od Hiszpanii, dumny ze swojego języka i kultury utracił swoją stolicę na rzecz zglobalizowanej kultury turystyki masowej, bliższej tej, którą spotkać możecie u innych światowych pionierów turystyki, aniżeli w podbarcelońskiej wsi.
Byliście w Barcelonie? Jakie są Wasze doświadczenia?
Mieliście okazję wyjechać poza jej granice? Poznaliście Katalończyka niemówiącego po hiszpańsku? Niesamowitą tradycję Castellers? Zaskakujące zwyczaje świąteczne? Noworoczną tradycję dwunastu winogron? Uczestniczyliście w Calzotadzie? Znacie Wielkoludów? Tradycyjny kataloński taniec? Słyszeliście, że Katalończyków nazywają Polakami? Wiecie, dlaczego?
Jeśli odpowiedź na którekolwiek z powyższych pytań brzmi „nie”, warto wrócić, wylądować na lotnisku w Barcelonie i czym prędzej udać się poza granice miasta, by zasmakować prawdziwej kultury Katalonii. Tam są jeszcze ludzie bacznie przyglądający się turystom, ciekawi odmienności i skorzy do pogawędki. Może będziecie mieli szczęście i ktoś przyjmie Was z otwartymi ramionami, zaprosi do wspólnego stołu i opowie o dziejach tych ziem.
Kamila Gronowska
0 komentarzy